Mamy wśród naszych gości osoby, które szczególnie zapadły nam w pamięć. Są to mordeczki z którymi udało nam się nawiązać fajną relację, mają niezłą łapę do ryb lub imponują na uporem i wiarą. Oczywiście każda z wypraw to oddzielna historia, nowe wspomnienia i charaktery. Tak czy inaczej, na bank w loży honorowej osób, które gościły na naszych łodziach zasiada Kalina. Gość, którego udało nam się wciągnąć na głębokie wody wędkarstwa 🙂 Specjalnie też nie stawiał oporów. Jedną z ważnych cechą Kaliny jest cholerny upór. Gość nigdy nie zapłakał, że mu mokro, zimno lub, że po prostu ma dość. Gość napędzany jest zajaweczką. Za taka postawę neptun nagradza Marcina prawie za każdym razem. Na dzień dzisiejszy Kolunio na 4 wyprawy z nami 3 razy poprawiał swoją życiowkę! Pierwszą poważną knażkę trafił rok temu w sierpniu i była to ryba 96cm. No ale wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia i już na jesieni Marcin wrócił do nas by podjąć próbę podkręcenia swojego PB.
To co wydarzyło się w październiku 2020 było pokazem waleczności Kaliego. Po całym dniu ciężkiej orki i kilku rybach w jednym z ostatnich rzutów, na miejscówce gdzie na początku dnia trafiam rybę 93, Marcinowi przy samej łodzi zgarnia jerka potężna ryba. Branie prawie z powierzchni pod samymi nogami wywaliło nas z kapci, jednak Kalina zachował zimną krew i na pokładzie wylądowała śliczna knażka 108!! Takiego szczupakowego spektaklu życzę każdemu wędkarzowi i przewodnikowi. Tym sposobem Marcin zamknął rok 2020-y z życiówką na poziomie 108cm.
Nasza trzecia wspólna wycieczka wbrew oczekiwaniom nie przyniosła żadnych spektakularnych ryb. Niestety według mnie maj jest jednym z najmniej pewnych miesięcy. Ryby mogą być w mega gazie lub mieć totalnie pod ogonem wszystko co im wrzucimy do wody. Wszystko ma związek z przebiegiem zimy, wiosny i etapu ich tarła. Jednak wiadomo każdy maniak szczupaków w maju nie wysiedzi w domu. Był jednak plan na wakacyjny trip i rewanż za wiosenną mizerię. Nadszedł czas letniej wyprawy. Nadzieje dość mocno rozbuchane, pogoda niby stabilna, ale brania bardzo nie regularne. Pływaliśmy, szukaliśmy i cos tam łowiliśmy. Było trochę ryb w ćwiczebnym rozmiarze miedzy 80 a 95cm. A my jednak szukaliśmy metra z dobrym okładem. W przedostatni dzień wyprawy wiedzieliśmy, że to może być ostatnia szansa na knagę, bo następnego dnia koło południa miało przyjść załamanie pogodowe, które uniemożliwi dalsze pływanie. Ruszamy i po chwili Marcin pyta w naszym wewnętrznym języku “francuza czy trouta?? ” na co po szybkim przemyśleniu odpowiadam “francuza”. Mija 5 minut i zaczyna się jazda z roladą!! Piękne, głębokie ugięcia wędki dają potwierdzenie, że zwierz raczej należy do tych miarowych 🙂 Chwila walki i w siatce ląduje lepszy krawężnik, ale czy jest ponad 108 hmmm??? Jest!! miarka pokazała 109 cm! Coś pięknego! 4 wyprawy i 3 naprawdę niesamowite historia jak walka, upór i wiara potrafią wynagrodzić wędkarza! 20 minut później szczęśliwy łowca doławia paika 95cm i dzień mamy zrobiony! Wieczorem Kali z radości odpina wrotki. Poranny tupot białych mew uświadamia mu, że to co wydarzyło się wczoraj nie było snem.
109cm Auuuuu!! 95cm na deser
Szczerze, właśnie dla takich historii to wszystko robimy. Mega budujące jest dla nas patrzeć jak kształtujemy nowe wędkarskie charaktery, jak zmieniamy podejście “starszych” wędkarzy i jak zaszczepiamy pasje w młodych adeptach szczupakowania. No ale o młodzierzy napisze przy okazji następnego raportu 🙂
Pamiętajcie rzucajcie do końca i jeden dzień dłużej! bo do póki piłka w grze a bramki są dwie to mamucha zagryźć może!
Borys