Jest grudniowy, leniwy wieczór. W obu siedzibach Angry Paiks trwają prace nad rozwojem naszej zajawy. Cały czas kminimy nowe kolory gum, nowe rozwiązania, które usprawnią produkcję. Nagle ding dong wpada wiadomość na skrzynkę AP. Pisze jakiś Marek. A to że bluzę by chciał, a że na ryby by do nas wpadł. Ogólnie “no problem” tylko chwileczkę?! Na ile? Na tydzień?!? Kolunio oczadział chyba 🙂 no nic- Co nas nie zabije, to nas wzmocni ! Wchodzimy w to! Ruki cuki wszystko dogadujemy i gruba wyprawa dopięta. Pozostaje czekać do czerwca.
Tydzień czasu na wodzie to naprawdę sporo, dlatego plan musi być ciekawy i możliwie pewny w temacie ryb. Nie ma opcji ograniczać się do jednego łowiska. Musimy tak ułożyć harmonogram wycieczki, żeby nie zanudzić Marka i pomóc mu złowić nową życiowkę. A zadanie z życiowką może być o tyle trudne, że  Maras na co dzień mieszka w Norwegii. Jednak kto da rade jak nie my?!? 🙂

Początek sezonu szczupakowego był dość nietypowy. Skrajnie zimny maj wyhamował zarówno ryby jak i start wegetacji roślin. W końcu jednak karta musiała się odwrócić i wysokie temperatury musiały nadejść. Z początkiem czerwca wjechała do Polski fala upałów. Dzień w dzień słońce grzało tak, że hej. W ciągu 2 tygodni temp. wody skoczyła o 10-12 stopni a na górkach zaczęło mocno przybywać szczupaczego ziela. Pomału rysował się obraz tego jak powinniśmy wędkować w czasie aktywnego tygodnia z Markiem. Wcześniej sprawdzone mety, wytypowanie godzin, przynęt i technik- to tematy które trzeba ogarnąć przed wyprawą z klientem. Nie ma czasu na szukanie i świrowanie pawiana, że niby coś się wie.

Czas start!

Wyprawę z Markiem i jego bratem zaczęliśmy w górnej części szlaku. Postawiliśmy na technikę mieszaną czyli z rana łapa przeplatana trollem, a później troll przeplatany łapą :D. Szanse na trafienie ryb z rzutu największe były rano. Później woda była już dość mocno prześwietlona i rozgrzana, a ryby albo schodziły na głębszą wodę, albo zaczynały być bardzo ostrożne i trudne do przechytrzenia.
Przechodząc sprawnie do tematu ryb to te kąsały zarówno na płytkiej jak i głębszej wodzie. Wyprawę zaczęliśmy od trolla w drodze na miejscówki, gdzie zaplanowane było łowienie z rzutu. Od razu zameldowała się ryba 80+. Dobry, ćwiczebny rozmiar 🙂 Po dotarciu na miejscówkę gdzie kilka dni wcześniej jeden z klientów trafił na Burbota rybę 90+ Marek zacina rybę 70+ i ja doławiam drugiego podobnego wariata. Do tego mamy jakieś odprowadzenia i delikatne cyknięcia. Słońce zaczyna operować coraz wyżej i ryby zaczynają być coraz cięższe do skuszenia. Lecimy zatem w trollixa i tu na tej rundce klasę pokazał Plamiasty, który w ordynarny i bezlitosny sposób wyrabował rybę 97cm. Tego dnia mamy jeszcze kilka rybek i kilka spadów. Nie były to jednak żadne medalowe okazy. Tak czy srak start całkiem całkiem 🙂

Było czute

Kolejnego dnia łowimy w trochę zmienionym składzie. Zamiast Plamy na łódź wbija Wiesiek. W pierwszej kolejności jedziemy w trolla od razu siadają ryby. Rozmiar podobnie ćwiczebny czyli 80-90cm. Jedna z ryb wyjeżdża na Pike Tysona w wersji Twisterowej. Branie było 2 minuty po wpuszczeniu przynęty!!! Ta opcja Tysona to naprawdę mocna pozycja! Chwilę potem niestety dobra ryba spadła Wieśkowi. Z racji, że wiał całkiem przyjemny wiatr, postanowiłem zabrać mordeczki na góreczki pełne dobrego ziela. Jedno ustawienie bez tyka, drugie ustawienie i coś odprowadza i podskubuje Tysona. Chwilę później tego skubacza zdejmuje Ucho, niestety żaden okaz. Postanawiam założyć swojego cichego mordercę. Bo jak stare przysłowie głosi- gdzie Tyson nie może, tam Pulse Taila poślę 🙂 Rzut, rzut i bum zahaczam zaparkowany w rdestach wagon z węglem. Mocny hol z chwilami grozy udaje się sprawnie zakończyć pakując knażkę do podbieraka. Tu już nie ma mowy o ćwiczebnym rozmiarze czy o chudej metrówce to jest kawał smoka! Ryba na miarę i mamy 108cm na pokładzie. Z racji, że pakowałem się na łódź w totalnym pośpiechu, bo pierwszy raz zaspałem na ustawkę z klientami to zapomniałem telefonu i zdjęcia są jakie są, ale liczy się knażka!! Na zakończenie tego dnia trafiam na dużego Goby Shada jeszcze jakiegoś szczurka. Finalnie mogę powiedzieć, że warto było pospać 🙂

108 z krzoków

Młodzież jedzie z tematem

Ostatniego dnia na łodzi była nas czwórka. Maras, Plama i jego syn Gajowy 😀 Założenie było takie, że wszystkie ryby targa młody. No i poszły konie po betonie! Zachmurzone niebo, trochę wiaterku i ryby stoją wysoko- może być fajnie. Po krótkim czasie młody rabuje 3 sztukasy, a każdy kolejny lepszy od poprzedniego. Potem stajemy szukając ryb z rzutu i tam już nie jest tak kolorowo- ale próbować trzeba :). Wracając trafiamy jeszcze jednego octowego.

Tak właśnie wyglądały moje trzy dni z łobuzami z Zachodniopomorskiego. Dalej przejmował ich Piotrek na południowej części szlaku. O tym co się tam wydarzyło niech opowie sam Piotrowy. 

Pozdro wariaty i wpadajcie na wyprawy wędkarskie na Mazurach!

Borys